Każdy następny rok od lat wita nas serią podwyżek. Powoli, większość ludzi przestaje patrzeć z optymizmem w przyszłość. Od lat osiemdziesiątych mówiono społeczeństwu o konieczności oszczędzania, o nadchodzącej drugiej Japonii, Irlandii, a powoli wyprzedzają nas w dobrobycie kraje, które kiedyś uznawane były za ostatnie w rankingu przychodu na jednego mieszkańca. Miało być mieszkanie dla każdego, dla młodych rodzin, poprawa bytu każdej jednostki w społeczeństwie. Mieszkania są, w przeliczeniu może faktycznie dla każdego, tyle że nie każdy może je kupić. Najnowsze wieści z bankowych rynkowych głoszą, że nawet z kredytami hipotecznymi będzie ciężko, a ich ilość może spaść w bieżącym roku do około 40%. Ceny mieszkań nie spadną. Kto na tym zyska? Według reguł ekonomii, lepiej jest sprzedać taniej, niż w ogóle nie sprzedać. Tak samo dotyczy to deweloperów, jak i banków udzielających kredyty mieszkaniowe. Chyba, że banki z góry zakładają, że jeżeli kredytobiorca nie będzie mógł spłacić zaciągniętego na mieszkanie kredytu, to bank również nie będzie miał co zrobić z mieszkaniem, bo nie znajdzie na niego nabywcy. Jak to wszystko ma się do prawideł ekonomii?